środa, 4 kwietnia 2012

Carl Gustav Jung, „Wspomnienia, sny, myśli”


Wyznania 83-letniego Junga – spisane na trzy lata przed jego śmiercią.
Bez komentarza.

Gdyby ktoś powiedział, że jestem mądry lub „wtajemniczony”, nie mógłbym się z tym zgodzić. Pewnego dnia ktoś zaczerpnął kapeluszem wody z potoku. Co to znaczy? Że nie ja jestem tym potokiem. Stoję na brzegu. Nic nie robię. Inni ludzie stoją nad tym samym potokiem, najczęściej jednak uważają, że powinni coś robić. Ja nie robię nic. Nigdy nie uważałem, że powinienem być tym, kto ma się troszczyć, by wiśniom urosły ogonki (…)
Tak więc jestem jednocześnie zawiedziony i nie. Jestem rozczarowany ludźmi i jestem rozczarowany sobą (…) Nie umiem wydać jakiegoś ostatecznego osądu, ponieważ zjawisko życia i zjawisko, jakim jest człowiek, są zbyt wielkie. W miarę upływu lat coraz mniej sam siebie rozumiałem; im byłem starszy, tym mniej sam siebie znałem, tym mniej wiedziałem o sobie.
Jestem sobą zdumiony, rozczarowany i rozradowany. Jestem przygnębiony, przybity, uniesiony. Jestem tym wszystkim i nie umiem tego wszystkiego zebrać w całość. Nie jestem w stanie wydać ostatecznego osądu co do wartości lub bezwartościowości; nie wyrokuję o sobie i o moim życiu. Właściwie nie mam jakiegoś ostatecznego osądu – w żadnej sprawie. Niczego nie jestem do końca pewny (…)
Świat, w który jesteśmy wtrącani rodząc się, jest brutalny i okrutny, a zarazem pełen boskiego piękna. Uznanie, czy przeważa w nim bezsens czy sens, to kwestia temperamentu (…) Żywię trwożną nadzieję, że jednak sens przeważy szalę i wygra bitwę (strony: 417-421).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz